Chętnych do pracy w agencji public relations nigdy nie brakowało i zapewne nigdy nie będzie brakować. Ale czy każdy z nich wie, z czym na co dzień przyjdzie się mu mierzyć. To raczej wątpliwe, dlatego postanowiliśmy napisać krótki artykuł na temat zwykłego dnia pracy w agencji PR (zwykłego by nie przestraszyć przyszłych adeptów public relations dniem kryzysowym).
Poranek
Należy zacząć od zaparzenia kawy. Nawet jeśli jej nie pijasz, to uwierz nam, wcześniej czy później pracując w PR-e zaczniesz. To taki rytuał, a jednocześnie znak, że czas rozpocząć pracę.
A zaczniesz ją od zajrzenia do skrzynki e-mail. Jeżeli samodzielnie obsługujesz klientów, to możesz być prawie pewien na bank, że znajdziesz tam coś, co zajmie ci większą część poranka. Uwagi klienta do przesłanego artykułu. Pytanie, czy można przenieść spotkanie z dziennikarzem na inny termin. Prośba od szefa o przygotowanie oferty, bo osoba, która się miała tym zająć, nagle się rozchorowała, itd., itp.
W międzyczasie musisz, oczywiście, odbierać telefony oraz przygotowywać prasówkę dla klienta, którą obiecałeś mu już kilka dni temu.
Południe
Ponieważ to zwykły dzień czeka Cię nie lada gratka, bo możesz spokojnie pójść zjeść obiad do stołówki. A możecie nam wierzyć, nie zawsze jest to możliwe, nawet wtedy gdy nie ma jakiejś sytuacji awaryjnej u klienta. Ot wystarczy, że kilka osób pójdzie na urlop bądź się rozchoruje i już w wyniku niedoborów kadrowych możesz się pożegnać z wyjście z biura.
Po obiedzie, ciąg dalszy Twoich zmagań z public relation. Akurat tego dnia może okazać się, że na stronie klienta zamieszczono nie te materiały, które miały być zamieszczone, a do tego jest jakiś problem techniczny z wysłaniem newslettera. Obydwie sprawy trzeba wyjaśnić natychmiast, a tym kimś, kto to ma zrobić, jesteś właśnie Ty.
Już prawie koniec
Po wyjaśnieniu obydwu spraw okazuje się, że już jest prawie 17, a Ty jeszcze nie przygotowałeś notki na firmowego bloga, którą obiecałeś napisać. Dobrze że akurat masz pomysł, który chodził za Tobą od dłuższego czasu, wystarczy więc usiąść i do 17.30 tekst będzie gotowy.
Tylko trzydzieści minut „nadgodzin”. Niewiele jak na agencję public relations.